sobota, 23 kwietnia 2011

Cykliści na ulicach Warszawy



Obwieszczenie Oberpolicmajstra[1]:
Zezwala się jazdy rowerem po całej Warszawie. Zabroniona jest jednak jazda szybka, prześciganie się wzajemne oraz wszelkiego rodzaju sportowe popisy. Nie są też dozwolone stroje wyścigowe i żadna w ogóle maskarada, w której lubują się nie tylko sprężyści, co pięknie zbudowani sportsmeni. Obowiązkowy jest dzwonek oraz z zapadnięciem zmroku – latarka. Do jazdy po mieście dopuszczone będą wyłącznie niskie welocypedy o dwóch lub trzech kołach bez użycia jakichkolwiek motorów.
S. Milewski „Podróże bliższe i dalsze, czyli urok komunikacyjnych staroci”

Książka omawia dawne formy transportu na ziemiach polskich. Znalazł się w niej również, niestety niezbyt obszerny, rozdział poświęcony rowerom, które pojawiły się na ulicach Warszawy pod koniec XIX wieku.
W interesujący i bardzo plastyczny sposób ukazano w niej historię transportu na ziemiach polskich na przestrzeni kilkuset lat. Nie jest to jednak typowa pozycja historyczna, lecz raczej snująca się opowieść o formach i metodach podróży. Oparta została na wspomnieniach, pamiętnikach, dziennikach z podróży, oraz na artykułach zamieszczanych w ówczesnej prasie. Dzięki licznym cytatom i komentarzom autora oraz jego zdolnościom językowym powstała praca doskonale oddająca specyfikę epoki i atmosferę tamtych czasów. Obrazu (dosłownie) dopełniają liczne ryciny, ilustracje, a także satyryczne rysunki z XIX wiecznej prasy.
Nie jest to również leksykon wiedzy historycznej czy technicznej, lecz gawęda o obyczajach transportowych dawnej Polski. Książka, jak pisze we wstępie sam autor, „nie ma ambicji naukowych, lecz jest reportażem z podróży po historii komunikacji”.

Bardzo przyjemnie jest zagłębić się w tę opowieść i spróbować przenieść się w minione dekady i wyobrażąjąc sobie flegmatyczną i uciążliwą podróż karetą czy dyliżansem, powolnym i chyboczącym się na nierównych torach pociągiem, czy w końcu niezbyt bezpiecznymi automobilami. Należy wyimaginować sobie brukowane kocimi łbami ulice Warszawy i przemierzające je dorożki. Podczas lektury nieomalże można usłyszeć stukot końskich kopyt, terkot żelaznych kół, odległy gwizd lokomotywy oraz popiskiwania klaksonów, a wśród tej ciżby ludzi i wszelkiego rodzaju pojazdów – lawirujących cyklistów.




Źródło: S.  Milewski "Podróźe bliższe i dalsze..." 


Stanisław Milewski – ur. 1931, pisarz. Studiował filologią klasyczną, a następnie filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim. Napisał pracę magisterską na temat slangu przestępczego w dwudziestoleciu międzywojennym. Pracował, jako dziennikarz w Gazecie Sądowej i Penitencjarnej, która następnie zmieniła nazwę na Gazetę Sądową, później na Gazetę Prawniczą od, 1965 do 1991, kiedy to dwutygodnik ten został zlikwidowany, a jego redaktor – Milewski przeszedł na emeryturę. Specjalizował się w reportażach z procesów sądowych, publikacjach dotyczących historii sądownictwa, dziejów przestępczości i jej zwalczania oraz historii czasopiśmiennictwa prawniczego. Jest autorem kilkuset artykułów i kilkunastu książek, współpracuje również z miesięcznikiem prawniczym Palestra.


[1] Oberpolicmajster – w Rosji carskiej - urzędnik - naczelnik policji w dużym mieście 

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Cytat rowerowy




Dźwięk otwieranych przed tobą drzwi samochodu jest porównywalny z wystrzałem pistoletu
 A. Webster

Chyba każdy z jeżdżących po mieście cyklistów, odczuł chwilę grozy, gdy nie świadom niczego kierowca, nie spojrzawszy w lusterko, gwałtownie otwiera drzwi samochodu. Osobiście, na szczęście nie miałam aż tak drastycznych doświadczeń, lecz mimo tego przezornie jeżdżę w bezpiecznej odległości od zaparkowanych samochodów;) 

niedziela, 10 kwietnia 2011

Cytat rowerowy



Nic nie może równać się z prostą przyjemnością jazdy na rowerze

J.F. Kennedy

Nawet wielcy tego świata potrafili docenić przyjemność płynąca z jazdy na rowerze. 

wtorek, 5 kwietnia 2011

Cykliści: sympatycy, pasjonaci, mistrzowie



Wystawa  25.03.2011 – 29.05.2011


Zorganizowana przez Ośrodek Karta oraz Dom Spotkań z Historią wystawa poświęcona rowerowi, który z ekscentrycznego pojazdu stał się głównym środkiem transportu indywidualnego na przełomie XIX i XX wieku, a także jedną z ważniejszych form rozrywki i turystyki.
Na wielkoformatowych planszach zaprezentowano fotografie, rysunki i opisy ukazujące historię sportu rowerowego z okresu prawie 150 lat. Celem wystawy jest przedstawienie zmian jakie zachodziły w wyglądzie i zastosowaniach roweru, pokazanie sylwetek sławnych kolarzy i sympatyków tego sportu oraz popularnych miejsc do jego uprawiania. Wszystko to uzupełniają teksty źródłowe z epoki, które w humorystyczny sposób oddają atmosferę epoki.

Ekspozycja znajduje się u zbiegu ulic Karowej i Krakowskiego Przedmieścia.
  
 Warszawa, 1923, wyścig kolarski na Dynasach. Józef Oksiutycz i Stanisław Podgorski
 Źródło: www.karta.org.pl, ze zbiorów WTC

PS. Osobiście nie byłam na tej wystawie (może uda mi się wybrać do stolicy w weekend majowy), ale może ktoś z czytelników ją widział i mógłby napisać parę słów? J

sobota, 2 kwietnia 2011

Rower a emancypacja kobiet


Powiem wam, co sądzę o jeździe rowerem. 
Myślę, że rower zrobił więcej dla emancypacji kobiet, niż jakakolwiek inna rzecz na świecie. Przepełnia mnie radość za każdym razem, gdy widzę kobietę jadąca na rowerze. To obraz nieskrępowanej kobiecości. 
Rower obdarzył kobietę uczuciem niezależności, samodzielności i wolności.

Susan B. Anthony, 1896


Jak wspomniałam we wcześniejszym poście, nowy rodzaj bezpiecznego roweru, z jednakowej wielkości kolami, stał się szybko popularny nie tylko wśród mężczyzn, ale coraz częściej zaczynały z niego korzystać kobiety.
Rower, jak zauważyła w powyższym cytacie amerykańska sufrażystka, odegrał bardzo znaczącą role w emancypacji kobiet, można wręcz powiedzieć, że stał się katalizatorem działań kobiet w walce o niezależność i uznanie ich praw.

W XIX wieku kobiety niemal przez cały czas zamknięte były w domu - jakby pod kloszem. Były bezsilne, słabe i wątłe, często blade, chorowite i kruche. Ta kruchość „chroniła” je przed podjęciem nauki, pracy, możliwością głosowania i w ogóle robienia czegokolwiek.
Ówczesne kobiety niezmiernie rzadko ćwiczyły, czy były zaangażowane w jakąkolwiek aktywność fizyczną, co dodatkowo wpływało na ich słabe dotlenienie, a co za tym idzie bladość, słabość i chorowitość. Bycie osóbką kruchą i wątłą było modne, a większość kobiet dążyła do bycia filigranowa.

Kobiece ciało było kwestią tabu i musiało być całkowicie zasłonięte. Należy podkreślić, że były to czasy, gdy przypadkowe odsłonięcie kostki u nogi nabierało statutu pornograficznego porównywalnego z tańcem na rurze. Mimo tego kobiece kształty były wyraźnie podkreślane krojem stroju – ciasno związanymi gorsetami, długimi spódnicami i wąskimi butami z długimi czubkami, które niejako „wysmuklały” stopę. Strój taki ograniczał w znaczny sposób ruchy i utrudniał oddychanie, co prowadziło, do jakże częstych w tamtych czasach, omdleń.

Pod koniec XIX wieku sytuacja zaczęła się jednak stopniowo zmieniać i niektóre kobiety przeciwstawiły się ilości i ciężarowi ubrań, które musiały nosić. W 1888 roku powstała Grupa Racjonalnego Stroju, która uznała, że maksymalna waga bielizny (różnego rodzaju halek i gorsetów) nie może przekraczać 7 funtów, czyli jakichś 3 kilogramów!
Wynika z tego, że kobiety dramatycznie potrzebowały zmiany w ubiorze i tu w sukurs przyszedł rower! Ponieważ trudno było na nim jeździć w ciężkich i długich sukniach, które mogłyby wkręcać się w koła i łańcuch, w sztywnych i ciasno zawiązanych gorsetach, które uniemożliwiały pochylenie się nad kierownicą oraz szybsze i głębsze oddychanie.



Rozwiązaniem stała się „racjonalna sukienka”, która uwolniła kobiety od gorsetów i długich do kostek, ciężkich sukni. Miała ona wygład luźnych, workowatych spodni sięgających nieco poniżej kolan (pumpów, lub alladynek, gdyż faktycznie były one wzorowane na kobiecym stroju z Bliskiego Wschodu).  Pod nimi noszone były rajstopy, a górną część garderoby stanowiły bluzki i żakiety. Taki strój wzbudzał oburzenie u konserwatystów oraz zachwyt wśród cyklistek.

Początkowo takie postępowe kobiety, które odważyły się nosić nowy rodzaj stroju, były wyśmiewane i krytykowane, odmawiano im wpuszczania do miejsc publicznych, karano grzywnami, często dochodziło do zaczepek słownych – nawoływania do powrotu do domu i poprawnego zachowania, a nawet fizycznych – np. obrzucanie kamieniami.

Reakcje takie wynikały z różnego rodzaju lęków, jakie żywiło społeczeństwo wobec całkiem nowego i niespotykanego dotąd zjawiska. Istniała obawa, że cyklistki zagrożą uporządkowanemu społeczeństwu, a nieskrępowana, swobodna i nieograniczona kobieta przyczyni się do upadku dobrze funkcjonującej wspólnoty.

Pojawienie się roweru wzbudziło ogromne kontrowersje, szczególnie dotyczące zmiany roli kobiety w społeczeństwie zdominowanym i zarządzanym przez mężczyzn. Powszechnie uważano bowiem, że polityka, wszelkiego rodzaju maszyny i aktywność fizyczna są domeną mężczyzn i takimi powinny pozostać.

Wielu krytyków sądziło, że jazda na rowerze może zagrażać zdrowiu fizycznemu i umysłowemu kobiet. Przedstawiano wiele poważnych argumentów mających na celu zniechęcenie płci pięknej do używania jednośladów. Głoszono między innymi: że jazda na rowerze rozgrzewa krew, niszczy kobiecą sylwetkę, a także powoduje przemieszczenia organów wewnętrznych! Lekarze uważali, że uprawianie tego sportu może być niebezpieczne dla systemu rozrodczego kobiety. Inni twierdzili, że miednica u młodych kobiet jest zbyt słaba, aby wytrzymać naprężenia, jakim jest poddawana w czasie jazdy, a to przyczynia się do jej deformacji. Byli również tacy, którzy sugerowali, że ubocznym skutkiem wibracji roweru może być nawet śmierć!
Jednakże najpoważniejszym argumentem, przeciwko kobietom jeżdżącym na rowerach, wzbudzającym jednocześnie największe oburzenie i niepokój o morale, były erotyczne skojarzenia, jakie wzbudzało siodełko między udami oraz rytmiczne poruszanie nogami podczas pedałowania. Uważano, że czynność ta pobudza erotycznie i prowadzi do nawyku masturbacji, a to z pewnością przyczynia się do zdrad i rozwiązłości.

W obawie o morale kobiet (szczególnie z wyższych grup społecznych), powołano do życia specjalne organizacje, które aranżowały wycieczki rowerowe pod specjalnym nadzorem. Przewodziły im zacne kobiety o nieposzlakowanej opinii, zazwyczaj mężatki, wdowy lub stare panny powyżej 30 roku życia, które potrzebowały trzech referencji; dwóch od kobiet o niekwestionowanej pozycji społecznej i jednej od duchownego.

W miarę upływu czasu, gdy kobiety na rowerach stały się bardziej akceptowane, nadal jednak istniała surowa etykieta dotycząca uprawiania tego sportu. Panie musiały ćwiczyć sztukę jazdy na jednośladzie w szkołach welocypedów, specjalnie dla nich stworzonych. Były to zamknięte sale gimnastyczne, w których kobiety były odseparowane od mężczyzn i ogółu społeczności. Jazda w pomieszczeniach (na torze) była akceptowana nawet przez sceptyków, ponieważ była kontrolowana; młode pary nie mogły pojechać sobie prywatnie gdzieś w nieznane i nie było obawy o nieprzyzwoite obnażanie damskich kończyn.
Nieco później, gdy rowery zrobiły się bardziej popularne, a jeżdżące na nich kobiety nie wzbudzały tak wielkiej sensacji, jednoślady stały się elementem jednoczącym warstwy społeczne oraz dającym możliwość większego i bardziej swobodnego kontaktu kobiet i mężczyzn. W efekcie rower zakończył erę przyzwoitek, a kobiety i młode dziewczyny jeździły na wycieczki same lub tylko w towarzystwie przyjaciół.

W krótkim czasie rower stał się głównym środkiem transportu indywidualnego, kobiety używały go w celu dojazdów do miasta, pracy, wizyt u znajomych oraz przejażdżek turystycznych. Dzięki niemu oraz możliwości samodzielnego przemieszczania się, kobiety zaistniały w przestrzeni miast oraz w życiu publicznym.

Ponieważ rower był relatywnie tani i prosty w obsłudze, nawet niezbyt zamożne kobiety mogły go nabyć i pedałować gdzie tylko zapragnęły, a co najważniejsze mogły to robić samodzielnie. Stopniowo, przestały ograniczać się tylko do krótkich, codziennych tras, ale zaczęły podróżować coraz dalej, wybierały się na coraz dalsze eskapady i zastanawiały się, dokąd jeszcze mogłyby pojechać, co zainicjowało dalekie podróże, w tym wyprawy dookoła świata. Możliwość swobodnego podróżowania zmieniła również sposób postrzegania kobiet, okazało się bowiem, że mogą one decydować same o sobie, być niezależne, silne i samowystarczalne.

Społeczeństwo przez długi czas nie akceptowało tych zmian, gdyż jego zdaniem kobiety powinny pozostać w domach, zachowywać się godnie i dystyngowanie i wychowywać dzieci, a nie jeździć na rowerach. Ponadto, panie wyglądały na zadowolone z tego nowego rodzaju aktywności, co jeszcze bardziej irytowało konserwatywną ludność.

Ostatecznie jednak kobiety zaczęły jeździć na rowerach otwarcie, a społeczeństwo to zaakceptowało. I jak się później okazało, „słaba płeć”, nie tylko nie mdlała i nie dokonywała niemoralnych czynów, ale była zdrowsza, sprawniejsza i zrelaksowana. Dzięki bicyklom kobiety zyskały kondycję, zdrowie, dobre samopoczucie, swobodę i niezależność, a ponadto uwolniły się od krępującego stroju i rygorystycznych więzów społecznych.

Pod sam koniec XIX wieku uznano nagle, że jazda na rowerze jest najlepszym sposobem spędzania wolnego czasu, przyczynia się do poprawy zdrowia i wpływa pozytywnie na samopoczucie.

Dzięki rowerom kobiety pokazały się na nowo w zupełnie odmiennej formie. Nie, jako podległe czy wręcz ubezwłasnowolnione przez mężów, braci, mężczyzn, a nawet całe społeczeństwo, ale jako kobiety (w pełni tego słowa znaczeniu) samodzielne, aktywne i zdrowe.

Rower, dając kobietom wolność, mobilność i niezależność, pomógł zmienić relacje między płciami, przewartościował idee kobiecego piękna i obalił mit kobiecej słabości, kruchości, delikatności i bezsilności. Z jego pomocą kobiety wywalczyły bardziej liberalne prawo, a w tym prawo do głosowania

Jak wynika z powyższej, krótkiej historii emancypacji kobiet, rower odegrał w niej istotną rolę, a my powinnyśmy być wdzięczne naszym prekursorkom za ich odwagę, wytrwałość i hart ducha jakim wykazały się w walce o swoje prawa, w tym o prawo do jazdy na rowerze.

Susan B. Anthony (1820-1906) była liderką walki o prawa obywatelskie kobiet, a przede wszystkim o prawo do głosowania.
Została wychowana w wielodzietnej rodzinie przemysłowca bawełnianego, który jako człowiek o otwartym umyśle, postanowił wychować swoje córki na samowystarczalne i niezależne kobiety. Dziewczynka początkowo uczyła się w domu, następnie posłano ja do szkoły, tam jednak odmówiono jej nauczania, że względu na płeć. W związku z tym ojciec postanowił kształcić dzieci w domu. Umieścił Anthony w grupie szkoły domowej, w której nauczał sam i zatrudnił nauczycielkę, która miała znaczny wpływ na Susan, uosabiała bowiem obraz postępowej kobiety. Kryzys w 1837 zmusił rodzinę do wyprzedania całego majątku, Susan musiała opuścić seminarium dla kobiet, do którego uczęszczała. Mając 19 lat wyjechała z domu, znalazła pracę, jako nauczycielka, dzięki której mogła spłacać długi ojca. Praca w szkole zainspirowała ją do walki o zrównanie pensji nauczycielek z pensjami nauczycieli, gdyż ci zarabiali średnio cztery razy więcej niż kobiety prowadzące te same zajęcia. W 1849 Anthony porzuciła nauczycielstwo i powróciła na rodzinna farmę w Rochester i tam zaczęła brać udział w konferencjach i zebraniach walczących z alkoholizmem. W tym samym roku została sekretarką „Doughters of Temeperance”, co dało jej możliwość do brania udziału w dyskusji dotyczącej przemocy powodowanej alkoholem. 
Będąc młodą kobietą Anthony była bardzo nieśmiała i niepewna o swój wygląd i zdolności krasomówcze, w związku, z czym przez długi czas nie występowała publicznie - obawiała się, że nie będzie wystarczająco elokwentna. Ostatecznie pokonała tremę i stała się znana z publicznych wystąpień i działalności na rzecz ruchu kobiet.
W okresie przed wojną domową w Stanach Zjednoczonych, Anthony odegrała znaczącą rolę w działalności związanej z ruchem na rzecz zniesienia niewolnictwa.
W 1850 Anthony przeczytała artykuł z Pierwszego Narodowego Zjazdu na rzecz Praw Kobiet, w którym bardzo chwalono końcową mowę wygłoszoną przez Lucy Stone. Słowa te stały się dla Anthony katalizatorem, który sprawił, że poświęciła swoje życie walce o prawa kobiet.
W 1851 pojechała do Seneca Falls, gdzie spotkała inne kobiety walczące o prawa kobiet – Lucy Stone, Horace Greeley, Elizabeth Cady Stanton oraz feministkę Amelię Bloomer. Z C. Stanton zostały przyjaciółkami i razem podróżowały po Stanach, przemawiając i próbując nakłonić rząd, aby społeczeństwo traktowało kobiety na równi z mężczyznami.
Susan została zaproszona do wygłoszenia przemowy na III Narodowym Kongresie Praw Kobiet w Syracuse w 1852 roku. Było to jej pierwsze publiczne wystąpienie. Od tego czasu brała czynny udział w podobnych konferencjach, dzięki czemu zaczęła być postrzegana, jako silny rzecznik praw kobiet i jako nowy, wiodący głos prowadzący do przemian.
W 1868 zaczął się ukazywać tygodnik „The Revolution”, którego wydawcą i menagerem była Anthony. Głównym tematem czasopisma było propagowanie walki kobiet i afro-amerykanów o prawa do głosowania, dyskutowano  w nim także kwestie równych pensji za wykonywanie takiej samej pracy, bardziej liberalnego prawa rozwodowego i postawy kościoła wobec spraw kobiet. Jednak już w połowie następnego roku, gazeta miała poważne problemy finansowe. Anthony zakupiła bowiem drogie, wysokiej jakości maszyny drukarskie i płaciła swoim pracownikom (kobietom) wysokie wynagrodzenie, na które jej zdaniem zasługiwały. W swoim czasopiśmie zabroniła reklam substancji alkoholowych i morfinopodobnych, ponieważ uważała je za odrażające. Jednak dochód z ogłoszeń innego typu był niewystarczający, aby pokryć koszty. W 1870 roku gazeta została wykupiona za 1$ przez córkę bogatego aptekarza produkującego lekarstwa oparte na morfinie. Susan była zadłużona na $10 000 (równowartość $173 000 obecnie), dzięki wpływom z wygłaszanych przemówień, udało jej się spłacić ten dług w ciągu 6 lat. Czasopismo przestało się ukazywać w 1872r.
W 1896 wraz z Elizabeth Cady Stanton ufundowały Narodowy Związek Prawa Wyborczego Kobiet.
W 1872 roku Susan została aresztowana za nielegalne głosowanie w wyborach prezydenckich. Sprawa sądowa przyciągnęła uwagę wielu ludzi, dzięki czemu Anthony mogła rozpowszechnić swoje poglądy wśród szerszej niż dotychczas publiczności. Ukarano ją na $100 grzywny, jednak Susan nigdy jej nie zapłaciła, ponieważ uznała wyrok za niesprawiedliwy. Rząd był na tyle zażenowany, że nie podjął żadnych działań w celu ściągnięcia tej należności.
Anthony przeszła na emeryturę w 1900 roku, osiadła w Rochester, gdzie zmarła w 1906 - 14 lat przed wprowadzeniem do Konstytucji Stanów Zjednoczonych 19 Poprawki dającej kobietom prawo do głosowania.