niedziela, 28 sierpnia 2011

niedziela, 21 sierpnia 2011

Cytat rowerowy


Świat wygląda inaczej z siodełka roweru wiozącego  śpiwór w który zawinięte jest zimne piwo.
Jim Malusa

sobota, 13 sierpnia 2011

Pech



Dwieście kilometrów z bagażem to nie byle co, ale jak ja tę trasę przerobiłem w obie strony nogami, to co to dla roweru? Jeden dzień - i jestem w Lublinie, następny dzień - na miejscu. [...]
Rano pogoda była taka coś nie bardzo, ale, od czego optymizm - pogoda się ustali. I faktycznie. Ledwie dojechałem do Wawra, zaczął kropić mały deszczyk. Drobiazg - tydzień taki deszcz musi padać, żeby mnie przemoczyć. Ale jemu, draniowi, widocznie się śpieszyło, bo zaczął padać gęściej. […]
Pech, cholera! W Wiązownej pękła przekładnia, dalej jechać nie mogę, bo spada. Rower za rogi i dalej piechotką, a rower obok mnie. Jest kuźnia. Pytam kowala, czy da rade z naprawieniem przekładni. Dobra nasza - jest jakaś stara przekładnia, którą nałożył mi na miejsce pękniętej za jedne trzydzieści złotych.[...]
Jest niedziela, deszcz nie pada, szosa z wybojami się skończyła, teraz jadę po asfalcie i śpiewam sobie wesoło. Śpiewająco dojadę do Lublina. Pech! W rowerze urwał się prawy pedał, a ja jestem dopiero w połowie drogi między Rykami a Kurowem. Więc swojego bydlaka za rogi i marsz przed siebie - i szosa dobra, asfaltowa i deszcz nie pada. Ciągnąłem go ze trzy kilometry, zanim doszedłem do wsi przy szosie. W pobliżu szosy kuźnia. Podchodzę - zamknięta. Prawda, przecież to niedziela. Odnalazłem kowala i proszę o przyczepienie pedału.- W niedzielę nie będę robił, choćby mi pan nie wiem ile zapłacił – odpowiedział na moja propozycję dobrej zapłaty. A tu pogoda ładna i dopiero godzina jedenasta rano.[...]
Gdy byłem już na przedmieściach Lublina - pech! Widzę, przednie koło coś dziwnie mi się kiwa, jak pijane obija się po bokach widelca. Zlazłem z roweru i cóż: pękła ośka. Cholerny, zbuntowany rower! Bydlę przeklęte. Za kierownice go i znów piechotą przez cały Lublin [...]
Było już po południu, gdy wyjechałem z Lublina. A tu trzeba przejechać jeszcze prawie sześćdziesiąt kilometrów. Którędy jechać? Przez Piaski dalej - ale szosa. Przez Łęczną bliżej - ale kawałek chłopską drogą, jak mi tłumaczono. Ale to dobra droga. Rowerem dobrze się jedzie. Wybrałem drogę przez Łęczną i przekląłem Łęczną, drogę, rower, wojnę, Niemców oraz cały świat razem z jego satelitami, już nie ważne nawet było to, że co kilkanaście minut padał deszcz - ale to, co zobaczyłem, gdy minąłem Puchaczów. Ten kawałek dobrej drogi to chyba osiem kilometrów błota i gliny zalanej wodą. [...]
Poprzedniego dnia jeden gospodarz przywiózł mi z Chełma pięć kilogramów tytoniu i dziesięć litrów spirytusu. Na spirytus przywiozłem z sobą ośmiolitrową bańkę i dwie jednolitrowe wojskowe manierki. Spirytus był koloru żółtego i zalatywał rdzą - podobno przechowywany był w zardzewiałej beczce - ale to drobiazg, najważniejsze, że siłę przepisową posiadał. [...]
Tym razem zaczęło się dobrze. Deszczu nie było, kałuż też nie było, wiec tra-la-la, śpiewająco się pedałuje. Ale pech to pech. Kilometr przed Piaskami pękł mi łańcuch. Dociągnąłem rower do miasteczka, kowal zajął się jego reperacją.[…]

Zacytowane wyżej fragmenty pochodzą z pierwszej części trylogii Stanisława Grzesiuka „Boso, ale w ostrogach”, która opowiada o młodości Grzesiuka w okresie przed wybuchem II wojny światowej. Każdy z rozdziałów książki stanowi oddzielne opowiadanie i można je czytać wybiórczo. Książka ukazuje historię człowieka wychowanego przez ulicę, dorastającego w najbiedniejszej dzielnicy Warszawy. Są to wspomnienia przedstawiające realia życia ówczesnej młodzieży, ich naukę, pracę i rozrywkę. Autor bez ogródek przedstawia psikusy, jakie robili chłopcy, oraz cwaniackie poczynania przedwojennych wyrostków.
Do spisania wspomnień namówili Staśka znajomi i przyjaciele, którym często opowiadał swoje historie. Wykorzystując swój urok osobisty i nietuzinkowy humor Grzesiuk w sposób bardzo plastyczny i obrazowy ukazuje klimat dzielnicy, w której się wychowywał, opisuje warunki życia, zażyłość i wspólnotę mieszkańców warszawskich „szemranych” dzielnic.

Stanisław Grzesiuk – pisarz, pieśniarz (zwany bardem z Czerniakowa). Najbardziej znany z trylogii autobiograficznej Boso, ale w ostrogach, Pięć lat kacetu i Na marginesie życia. Znany jest także, jako popularyzator folkloru czerniakowskiego. Grywał na bandżoli i mandolinie. Najpopularniejsze piosenki w jego wykonaniu to „U cioci na imieninach”, „Nie masz cwaniaka nad warszawiaka”, „Czarna Mańka”, „Siekiera, motyka”.
Wychowywał się i dorastał na Czerniakowie, (rejonie Mokotowa) dzielnicy zamieszkiwanej przez najuboższą ludność. Dojrzewał w trudnych warunkach, szkołę zawodową ukończył w czasie pracy w fabryce. Od nauki „migał” się już od najmłodszych lat, co opisał w autobiografii – „Boso, ale w ostrogach”.
Podczas pracy w fabryce zetknął się z ideologią lewicową i doszedł do wniosku, że ówczesny porządek społeczny deprecjonuje osoby chcące wyrwać się z biedoty i nizin społecznych (ponownie jest to silnie zaznaczone w pierwszej części trylogii).
Po wybuchu wojny pozostał w Warszawie i zaangażował się w działalność dywersyjną. Aresztowany przez Gestapo został wysłany na przymusowe roboty do Niemiec, a następnie zesłany do obozu koncentracyjnego w Dachau (04/04/1940), a następnie Mauthausen – Gusen, gdzie przebywał do 05/05/1945, szczegóły swojego pobytu w obozie opisał w drugiej części trylogii – „Pięć lat kacetu”.
Po wyzwoleniu obozu powrócił do Polski, ożenił się i miał dwójkę dzieci. Od 1947 chorował na gruźlicę, której nabawił się w czasie pobytu w obozie. Przebieg choroby, walkę z nią oraz sytuację gruźlika przedstawia w trzeciej części trylogii – „Na marginesie życia”. Zmarł w 1963 na tę właśnie chorobę.
Po wojnie był warszawskim radnym, działaczem społecznym, lewicowcem, gorąco sympatyzującym z nowopowstałym PRL, antyklerykałem i ateistą.