Obwieszczenie Oberpolicmajstra[1]:
Zezwala się jazdy rowerem po całej Warszawie. Zabroniona jest jednak jazda szybka, prześciganie się wzajemne oraz wszelkiego rodzaju sportowe popisy. Nie są też dozwolone stroje wyścigowe i żadna w ogóle maskarada, w której lubują się nie tylko sprężyści, co pięknie zbudowani sportsmeni. Obowiązkowy jest dzwonek oraz z zapadnięciem zmroku – latarka. Do jazdy po mieście dopuszczone będą wyłącznie niskie welocypedy o dwóch lub trzech kołach bez użycia jakichkolwiek motorów.
S. Milewski „Podróże bliższe i dalsze, czyli urok komunikacyjnych staroci”
Książka omawia dawne formy transportu na ziemiach polskich. Znalazł się w niej również, niestety niezbyt obszerny, rozdział poświęcony rowerom, które pojawiły się na ulicach Warszawy pod koniec XIX wieku.
W interesujący i bardzo plastyczny sposób ukazano w niej historię transportu na ziemiach polskich na przestrzeni kilkuset lat. Nie jest to jednak typowa pozycja historyczna, lecz raczej snująca się opowieść o formach i metodach podróży. Oparta została na wspomnieniach, pamiętnikach, dziennikach z podróży, oraz na artykułach zamieszczanych w ówczesnej prasie. Dzięki licznym cytatom i komentarzom autora oraz jego zdolnościom językowym powstała praca doskonale oddająca specyfikę epoki i atmosferę tamtych czasów. Obrazu (dosłownie) dopełniają liczne ryciny, ilustracje, a także satyryczne rysunki z XIX wiecznej prasy.
Nie jest to również leksykon wiedzy historycznej czy technicznej, lecz gawęda o obyczajach transportowych dawnej Polski. Książka, jak pisze we wstępie sam autor, „nie ma ambicji naukowych, lecz jest reportażem z podróży po historii komunikacji”.
Bardzo przyjemnie jest zagłębić się w tę opowieść i spróbować przenieść się w minione dekady i wyobrażąjąc sobie flegmatyczną i uciążliwą podróż karetą czy dyliżansem, powolnym i chyboczącym się na nierównych torach pociągiem, czy w końcu niezbyt bezpiecznymi automobilami. Należy wyimaginować sobie brukowane kocimi łbami ulice Warszawy i przemierzające je dorożki. Podczas lektury nieomalże można usłyszeć stukot końskich kopyt, terkot żelaznych kół, odległy gwizd lokomotywy oraz popiskiwania klaksonów, a wśród tej ciżby ludzi i wszelkiego rodzaju pojazdów – lawirujących cyklistów.
Źródło: S. Milewski "Podróźe bliższe i dalsze..."
Stanisław Milewski – ur. 1931, pisarz. Studiował filologią klasyczną, a następnie filologię polską na Uniwersytecie Warszawskim. Napisał pracę magisterską na temat slangu przestępczego w dwudziestoleciu międzywojennym. Pracował, jako dziennikarz w Gazecie Sądowej i Penitencjarnej, która następnie zmieniła nazwę na Gazetę Sądową, później na Gazetę Prawniczą od, 1965 do 1991, kiedy to dwutygodnik ten został zlikwidowany, a jego redaktor – Milewski przeszedł na emeryturę. Specjalizował się w reportażach z procesów sądowych, publikacjach dotyczących historii sądownictwa, dziejów przestępczości i jej zwalczania oraz historii czasopiśmiennictwa prawniczego. Jest autorem kilkuset artykułów i kilkunastu książek, współpracuje również z miesięcznikiem prawniczym Palestra.
Świetny wpis! Cieszę się, że poruszasz temat rowerzystów na ulicach Warszawy. To naprawdę ważny temat, szczególnie w kontekście rosnącej liczby cyklistów w miastach. Zgadzam się, że infrastruktura rowerowa potrzebuje ciągłego rozwoju, aby zapewnić bezpieczeństwo zarówno rowerzystom, jak i kierowcom. Ciekawi mnie, jakie rozwiązania uważasz za najskuteczniejsze w poprawie sytuacji na drogach? Może masz jakieś doświadczenia związane z jazdą na rowerze w Warszawie, które chciałbyś podzielić? Dzięki za poruszenie tej ważnej kwestii!
OdpowiedzUsuń